sobota, 3 stycznia 2015

Część 4



  Nawet zakrycie głowy poduszką nie pomogło uciszyć głośnego krzyku Dicka próbującego rozbudzić wszystkie śpiące królewny. Próbowałam znowu wrócić do idyllicznego świata w moim śnie, ale mocne potrząsanie za ramię, skutecznie mi to uniemożliwiło. 

- Już wstaję - mruknęłam z trudem otwierając oczy. 

  W drzwiach zauważyłam szczerzącego się Kyle'a  i zdziwionego Dicka. Nie wiedziałam, o co im chodziło, więc chwilę później dostrzegłam skulonego u mojego boku Dana. Okulary prawie całkowicie zsunęły mu się z nosa, a słuchawki i komputer, na którym do późna oglądaliśmy mój ulubiony serial leżały na podłodze otoczone pustymi butelkami po piwie. 

  Zerwałam się z kanapy, budząc tym samym zdezorientowanego wokalistę. 

- Co jest? - mruknął, próbując wyswobodzić się z koca, którym nakryliśmy się kilka godzin wcześniej.

- Za pięć minut śniadanie, za piętnaście chcę was widzieć w budynku - powiedział surowo, groźnie na mnie spoglądając, Dick. 

  Uśmiechnęłam się niewinnie i zgrabnie wyminęłam leżącego i duszącego się ze śmiechu wąsacza. Wygrzebałam z łóżka podręczną torbę, w której po chwili zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego na dzisiejszy dzień. Jak zwykle skończyłam z czarnymi rurkami i koszulką jednego z moich ulubionych zespołów - 3 doors down. Skierowałam się do prowizorycznej łazienki, aby doprowadzić się do stanu względnej użyteczności. 

  Kilka minut później dołączyłam do czterech mężczyzn jedzących śniadanie w jadalni, która z ledwością pomieściła tak dużą liczbę osób. Zajęłam miejsce obok Willa, który patrzył zdziwiony na mlaskającego w stronę Dana, Kyle'a.

  Sięgnęłam po patelnię i nałożyłam sobie odrobinę jajecznicy. Nie byłam specjalnie głodna, a głupie żarty Kyle'a trochę wytrąciły mnie z równowagi. Nie podobało mi się również zachowanie Dicka, który przecież doskonale mnie znał i na pewno wiedział, że nie mam zamiaru angażować się w jakiekolwiek relacje z jego podopiecznymi. Oglądaliśmy tylko głupi serial i zasnęliśmy w trakcie, nic nadzwyczajnego. 

- Wszystko w porządku? - spytał Dan, przecierając zaspane oczy. 

- Jasne - odparłam, uśmiechając się delikatnie. Chyba jednak muszę przywyknąć, że wszystko, co będę robiła, będzie szeroko komentowane przez przesyconą testosteronem męską publiczność. 

- Dobra, musimy się zbierać. Jeśli chcesz to możesz zostać, ale myślę, że Dick chciałby, abyś spędziła te parę godzin z nim - powiedział Woody, poprawiając grzywkę, która opadła mu na oczy. Jego włosy były bardziej zadbane i lśniące niż moje, muszę koniecznie spytać jakiej odżywki używa. 

- Oczywiście. Taki miałam zamiar - zgarnęłam z kanapy bluzę i szybko starałam się zawiązać moje ulubione, znoszone trampki. 

  Zwartą grupą opuściliśmy pojazd i udaliśmy się w stronę tylnego wejścia do amfiteatru. W oddali dosłyszeć można było głośne rozmowy i piski. 

- Wasze fanki już czekają - powiedziałam wesoło.

  Chłopaki rozejrzeli się zdezorientowani.

- Niemożliwe. Jest dopiero siódma rano, drzwi otwierają o dwudziestej - mruknął Dan, próbując powstrzymać uśmiech. 

  Pokazując przepustki, które wieczorem rozdał nam Dick, przeszliśmy przez bardzo gburowatą ochronę składającą się z dwóch, aż nazbyt umięśnionych mężczyzn.

- Nigdzie tego nie zostaw, bo jeśli żadnego z nas nie będzie w pobliżu, ciężko będzie ci dostać się tutaj z powrotem - poradził Will, zakładając mi zalaminowany  identyfikator na szyję. 

  Przechodząc przez niezliczoną ilość krętych korytarzy trafiliśmy do ogromnego pomieszczenia z jaskrawym napisem na drzwiach "Bastille". Weszliśmy do środka, gdzie kilka osób krzątało się rozpakowując niezliczone ilości skrzynek i pudeł, oznaczonych logiem zespołu. 

- Paul, przyszedł ten wzmacniacz? - spytał Dan podchodząc do średniego wzrostu mężczyzny z kręconymi włosami i dziwacznym kapeluszem na głowie.

- Tak, Ad właśnie zaczął rozstawiać sprzęt. Zaraz zajmiemy się nagłośnieniem, więc będziecie mogli zrobić soundcheck.

  Usiadłam na kanapie znajdującej się pod ścianę i obserwowałam całe to zamieszanie z uśmiechem na twarzy. Nie sądziłam, że to takie interesujące i ekscytujące. 

  Tony kabli, setki metrów taśmy później, wszystko było gotowe. Skierowałam się w stronę sceny, na której trwały ostatnie poprawki montowania trzech ogromnych trójkątów na końcu podium.

- Zaraz sprawdzimy światła i możecie zaczynać - zakomenderował Dick, podchodząc do mnie i opierając podbródek o moją głowę. - Jestem wykończony, a nie ma nawet południa - mruknął, obejmując mnie ramionami. 

- Może ci w czymś pomóc? - spytałam uczynnie, w duchu mając nadzieję, że jednak nie skorzysta z  mojej propozycji.

- Nie, coś ty... Jesteś na wakacjach - powiedział zmęczonym głosem. Po chwili zawahania kontynuował - Chociaż jeśli bardzo chcesz... Dałbym ci parę numerów, wykonałabyś kilka połączeń. Zaraz ci powiem, co masz mówić. Nic skomplikowanego. Musisz tylko potwierdzić kilka wywiadów i sesji zdjęciowych, co ty na to? - Spojrzał na mnie z nadzieją. Jak mogłam odmówić?

- Oczywiście. Zaraz się tym zajmę. 

  Próbowałam powstrzymać ogarniającą mnie tremę. Mam dzwonić do stacji radiowych i telewizyjnych? To zbyt trudne. 

  Dick poprowadził mnie do małego pokoju, w którym znajdował się tylko ogromny telewizor i biurko, kompletnie zagracone różnymi papierami i dwoma komputerami z otwartymi, niezliczonymi ilościami programami. 

- Tu masz ciszę i spokój. Musisz tylko zadzwonić, przedstawić się, powiedzieć, że jesteś zastępcą menedżera Bastille i potwierdzić ustalone wcześniej daty. Nic trudnego - wyjaśnił, podając swój służbowy telefon i notatnik. 
 
- Zastępcą? - uniosłam zdziwiona brwi.

- To miała być druga niespodzianka, ale niestety musiałem wykorzystać ją wcześniej - powiedział wesoło. - Ustaliłem z wytwórnią, że przy okazji tych wakacji, odbędziesz małe praktyki menedżerskie. Z pewnością przydadzą ci się na studiach. 

  Z trudem pozbierałam myśli. O mój Boże... Ten facet był niesamowity. 

  Podskoczyłam z radością i z piskiem rzuciłam na szyję przyjaciela.

- Dziękuję! - krzyknęłam mu prosto do ucha, nie mogłam pohamować ogarniającej mnie radości. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że będę miała szansę uczyć się od kogoś takiego. W porównaniu do innych propozycji praktyk, które przeglądałam, i które musiałam odbębnić do końca tego roku, Dick był najbardziej kompetentną do tego osobą.

- Dobra, koniec rozczulania. Bierz się do roboty Connor! - zarządził wybuchając śmiechem i opuszczając pokój. 

  Usiadłam za biurkiem i wzięłam kilka głębszych oddechów. To nic trudnego, Alex. Przecież nie raz zamawiałaś pizzę. Więc od kiedy boisz się zatelefonować do kilku osób? Parsknęłam śmiechem. 

  Pół godziny później zakończyłam ostatnie połączenie i z triumfalną miną kierowałam się w stronę sceny, na której trwała właśnie próba dźwięku. Podałam zamyślonemu Dickowi telefon i notatnik oraz mały kalendarz, na którym czerwonym markerem zaznaczyłam nadchodzące wydarzenia. 

- Zrobione szefie - zasalutowałam i ze śmiechem padłam na fotel obok niego. 

  Dan dziko skakał po scenie, wymachując rękami i machając głową jakby uderzał o bęben. Kyle chodził w miejscu, grając na keyboardzie, a Woody podskakiwał na swoim małym krzesełku uderzając w ogromną perkusję. Tylko Will stał na uboczu z miłością wpatrując się w gitarę, na której właśnie grał. Nie powiem, z podziwem wpatrywałam się w czwórkę mężczyzn, którzy właśnie teraz pokazywali jak naprawdę są szczęśliwi, robiąc z pasją, to co im się od dawna marzyło. 

  Kilka piosenek później, kiedy już całkowicie zakochałam się w ich muzyce, skończyli próbę. Dan szybkimi łykami opróżnił całą butelkę wody i zaczął wachlować się ręcznikiem. 

- Dick, potrzebne są wiatraki. Jak dojdą ludzie to nie dam rady - wydusił, łapiąc oddech. 

- Zaraz załatwię. Dobra, jest piętnasta. Zamówię taksówki i wybierzemy się gdzieś na obiad, o siedemnastej mamy wywiad dla tutejszego radia, a potem od razu kierujemy się tutaj - zarządził.

  Chór potakujących głosów rozbrzmiał echem w tej pięknej, idealnie zaprojektowanej akustycznie sali. Dan i Kyle poszli się przebrać, a reszta dołączyła do nich wesoło rozmawiając. Stanęłam na środku sceny i z podziwem patrzyłam na ogrom pomieszczenia. Na pewno mogło pomieścić kilka tysięcy ludzi. Niesamowite. 

  Podeszłam do czerwono czarnego keyboardu, ustawionego na środku sceny, bokiem do publiki. Położyłam palce na klawiszach w tym samym momencie, kiedy wspomnienia z dzieciństwa rozjaśniały mi w głowie. Próbowałam przypomnieć sobie piosenkę, której kiedyś nauczył mnie Dick, ale nuty tylko niewyraźnie układały mi się w głowie. Zagrałam początek, robiąc kilka podstawowych błędów. Bądź co bądź, pięć lat przerwy robi swoje. Piękne dźwięki rozbrzmiały echem, a ja z uśmiechem skierowałam się na backstage. To naprawdę były jedne z lepszych dni w moim życiu... 


* * *
  
  Koniecznie posłuchajcie niesamowitego LUX LISBON i ich GET SOME SCARS EP. Nie będziecie zawiedzeni. 

1 komentarz:

  1. Wreszcie przeczytałam twoje ff i nie żałuję! Co prawda powinnam teraz ambitnie rozwiązywać matury, ale... Co poradzisz :D
    Piszesz fajnie i przyjemnie. Podoba mi się też ta historia... Nie wiem jak to określić, ale obrałaś przyjemną perspektywę. Hmmm może później uda mi się sformułować myśli, na razie są zbyt nieuchwytne...
    A muzyka całkiem ciekawa, podoba mi się ^^
    Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń