Nawet zakrycie głowy
poduszką nie pomogło uciszyć głośnego krzyku Dicka próbującego rozbudzić
wszystkie śpiące królewny. Próbowałam znowu wrócić do idyllicznego świata w
moim śnie, ale mocne potrząsanie za ramię, skutecznie mi to uniemożliwiło.
- Już wstaję - mruknęłam z
trudem otwierając oczy.
W drzwiach zauważyłam szczerzącego się
Kyle'a i zdziwionego Dicka. Nie wiedziałam, o co im chodziło, więc
chwilę później dostrzegłam skulonego u mojego boku Dana. Okulary prawie
całkowicie zsunęły mu się z nosa, a słuchawki i komputer, na którym do późna
oglądaliśmy mój ulubiony serial leżały na podłodze otoczone pustymi butelkami
po piwie.
Zerwałam się z kanapy, budząc tym samym
zdezorientowanego wokalistę.
- Co jest? - mruknął,
próbując wyswobodzić się z koca, którym nakryliśmy się kilka godzin wcześniej.
- Za pięć minut śniadanie,
za piętnaście chcę was widzieć w budynku - powiedział surowo, groźnie na mnie
spoglądając, Dick.
Uśmiechnęłam się niewinnie i zgrabnie
wyminęłam leżącego i duszącego się ze śmiechu wąsacza. Wygrzebałam z łóżka
podręczną torbę, w której po chwili zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego na
dzisiejszy dzień. Jak zwykle skończyłam z czarnymi rurkami i koszulką jednego z
moich ulubionych zespołów - 3 doors down. Skierowałam się do prowizorycznej
łazienki, aby doprowadzić się do stanu względnej użyteczności.
Kilka minut później dołączyłam do czterech
mężczyzn jedzących śniadanie w jadalni, która z ledwością pomieściła tak dużą
liczbę osób. Zajęłam miejsce obok Willa, który patrzył zdziwiony na
mlaskającego w stronę Dana, Kyle'a.
Sięgnęłam po patelnię i nałożyłam sobie
odrobinę jajecznicy. Nie byłam specjalnie głodna, a głupie żarty Kyle'a trochę
wytrąciły mnie z równowagi. Nie podobało mi się również zachowanie Dicka, który
przecież doskonale mnie znał i na pewno wiedział, że nie mam zamiaru angażować
się w jakiekolwiek relacje z jego podopiecznymi. Oglądaliśmy tylko głupi serial
i zasnęliśmy w trakcie, nic nadzwyczajnego.
- Wszystko w porządku? -
spytał Dan, przecierając zaspane oczy.
- Jasne - odparłam,
uśmiechając się delikatnie. Chyba jednak muszę przywyknąć, że wszystko, co będę
robiła, będzie szeroko komentowane przez przesyconą testosteronem męską
publiczność.
- Dobra, musimy się
zbierać. Jeśli chcesz to możesz zostać, ale myślę, że Dick chciałby, abyś
spędziła te parę godzin z nim - powiedział Woody, poprawiając grzywkę, która
opadła mu na oczy. Jego włosy były bardziej zadbane i lśniące niż moje, muszę
koniecznie spytać jakiej odżywki używa.
- Oczywiście. Taki miałam
zamiar - zgarnęłam z kanapy bluzę i szybko starałam się zawiązać moje ulubione,
znoszone trampki.
Zwartą grupą opuściliśmy pojazd i udaliśmy
się w stronę tylnego wejścia do amfiteatru. W oddali dosłyszeć można było
głośne rozmowy i piski.
- Wasze fanki już czekają
- powiedziałam wesoło.
Chłopaki rozejrzeli się zdezorientowani.
- Niemożliwe. Jest dopiero
siódma rano, drzwi otwierają o dwudziestej - mruknął Dan, próbując powstrzymać
uśmiech.
Pokazując przepustki, które wieczorem rozdał
nam Dick, przeszliśmy przez bardzo gburowatą ochronę składającą się z dwóch, aż
nazbyt umięśnionych mężczyzn.
- Nigdzie tego nie zostaw,
bo jeśli żadnego z nas nie będzie w pobliżu, ciężko będzie ci dostać się tutaj
z powrotem - poradził Will, zakładając mi zalaminowany identyfikator na szyję.
Przechodząc przez niezliczoną ilość krętych
korytarzy trafiliśmy do ogromnego pomieszczenia z jaskrawym napisem na drzwiach
"Bastille". Weszliśmy do środka, gdzie kilka osób krzątało się
rozpakowując niezliczone ilości skrzynek i pudeł, oznaczonych logiem zespołu.
- Paul, przyszedł ten
wzmacniacz? - spytał Dan podchodząc do średniego wzrostu mężczyzny z kręconymi
włosami i dziwacznym kapeluszem na głowie.
- Tak, Ad właśnie zaczął
rozstawiać sprzęt. Zaraz zajmiemy się nagłośnieniem, więc będziecie mogli
zrobić soundcheck.
Usiadłam na kanapie znajdującej się pod
ścianę i obserwowałam całe to zamieszanie z uśmiechem na twarzy. Nie sądziłam,
że to takie interesujące i ekscytujące.
Tony kabli, setki metrów taśmy później,
wszystko było gotowe. Skierowałam się w stronę sceny, na której trwały ostatnie
poprawki montowania trzech ogromnych trójkątów na końcu podium.
- Zaraz sprawdzimy światła
i możecie zaczynać - zakomenderował Dick, podchodząc do mnie i opierając
podbródek o moją głowę. - Jestem wykończony, a nie ma nawet południa - mruknął,
obejmując mnie ramionami.
- Może ci w czymś pomóc? -
spytałam uczynnie, w duchu mając nadzieję, że jednak nie skorzysta z mojej propozycji.
- Nie, coś ty... Jesteś na
wakacjach - powiedział zmęczonym głosem. Po chwili zawahania kontynuował -
Chociaż jeśli bardzo chcesz... Dałbym ci parę numerów, wykonałabyś kilka
połączeń. Zaraz ci powiem, co masz mówić. Nic skomplikowanego. Musisz tylko
potwierdzić kilka wywiadów i sesji zdjęciowych, co ty na to? - Spojrzał na mnie
z nadzieją. Jak mogłam odmówić?
- Oczywiście. Zaraz się
tym zajmę.
Próbowałam powstrzymać ogarniającą mnie
tremę. Mam dzwonić do stacji radiowych i telewizyjnych? To zbyt trudne.
Dick
poprowadził mnie do małego pokoju, w którym znajdował się tylko ogromny
telewizor i biurko, kompletnie zagracone różnymi papierami i dwoma komputerami
z otwartymi, niezliczonymi ilościami programami.
- Tu masz ciszę i spokój.
Musisz tylko zadzwonić, przedstawić się, powiedzieć, że jesteś zastępcą
menedżera Bastille i potwierdzić ustalone wcześniej daty. Nic trudnego -
wyjaśnił, podając swój służbowy telefon i notatnik.
- Zastępcą? - uniosłam
zdziwiona brwi.
- To miała być druga
niespodzianka, ale niestety musiałem wykorzystać ją wcześniej - powiedział
wesoło. - Ustaliłem z wytwórnią, że przy okazji tych wakacji, odbędziesz małe
praktyki menedżerskie. Z pewnością przydadzą ci się na studiach.
Z trudem pozbierałam myśli. O mój Boże... Ten
facet był niesamowity.
Podskoczyłam z radością i z piskiem rzuciłam na
szyję przyjaciela.
- Dziękuję! - krzyknęłam
mu prosto do ucha, nie mogłam pohamować ogarniającej mnie radości. Nigdy w
życiu nie spodziewałam się, że będę miała szansę uczyć się od kogoś takiego. W
porównaniu do innych propozycji praktyk, które przeglądałam, i które musiałam
odbębnić do końca tego roku, Dick był najbardziej kompetentną do tego osobą.
- Dobra, koniec
rozczulania. Bierz się do roboty Connor! - zarządził wybuchając śmiechem i opuszczając
pokój.
Usiadłam za biurkiem i wzięłam kilka
głębszych oddechów. To nic trudnego, Alex. Przecież nie raz zamawiałaś pizzę.
Więc od kiedy boisz się zatelefonować do kilku osób? Parsknęłam śmiechem.
Pół godziny później zakończyłam ostatnie połączenie
i z triumfalną miną kierowałam się w stronę sceny, na której trwała właśnie
próba dźwięku. Podałam zamyślonemu Dickowi telefon i notatnik oraz mały
kalendarz, na którym czerwonym markerem zaznaczyłam nadchodzące wydarzenia.
- Zrobione szefie - zasalutowałam
i ze śmiechem padłam na fotel obok niego.
Dan dziko skakał po scenie, wymachując rękami
i machając głową jakby uderzał o bęben. Kyle chodził w miejscu, grając na
keyboardzie, a Woody podskakiwał na swoim małym krzesełku uderzając w ogromną
perkusję. Tylko Will stał na uboczu z miłością wpatrując się w gitarę, na
której właśnie grał. Nie powiem, z podziwem wpatrywałam się w czwórkę mężczyzn,
którzy właśnie teraz pokazywali jak naprawdę są szczęśliwi, robiąc z pasją, to
co im się od dawna marzyło.
Kilka piosenek później, kiedy już całkowicie
zakochałam się w ich muzyce, skończyli próbę. Dan szybkimi łykami opróżnił całą
butelkę wody i zaczął wachlować się ręcznikiem.
- Dick, potrzebne są
wiatraki. Jak dojdą ludzie to nie dam rady - wydusił, łapiąc oddech.
- Zaraz załatwię. Dobra,
jest piętnasta. Zamówię taksówki i wybierzemy się gdzieś na obiad, o
siedemnastej mamy wywiad dla tutejszego radia, a potem od razu kierujemy się
tutaj - zarządził.
Chór potakujących głosów rozbrzmiał echem w
tej pięknej, idealnie zaprojektowanej akustycznie sali. Dan i Kyle poszli się
przebrać, a reszta dołączyła do nich wesoło rozmawiając. Stanęłam na środku
sceny i z podziwem patrzyłam na ogrom pomieszczenia. Na pewno mogło pomieścić
kilka tysięcy ludzi. Niesamowite.
Podeszłam do czerwono czarnego keyboardu,
ustawionego na środku sceny, bokiem do publiki. Położyłam palce na klawiszach w
tym samym momencie, kiedy wspomnienia z dzieciństwa rozjaśniały mi w głowie.
Próbowałam przypomnieć sobie piosenkę, której kiedyś nauczył mnie Dick, ale
nuty tylko niewyraźnie układały mi się w głowie. Zagrałam początek, robiąc
kilka podstawowych błędów. Bądź co bądź, pięć lat przerwy robi swoje. Piękne
dźwięki rozbrzmiały echem, a ja z uśmiechem skierowałam się na backstage. To naprawdę
były jedne z lepszych dni w moim życiu...
* * *
Koniecznie posłuchajcie niesamowitego LUX LISBON i ich GET SOME SCARS EP. Nie będziecie zawiedzeni.
Wreszcie przeczytałam twoje ff i nie żałuję! Co prawda powinnam teraz ambitnie rozwiązywać matury, ale... Co poradzisz :D
OdpowiedzUsuńPiszesz fajnie i przyjemnie. Podoba mi się też ta historia... Nie wiem jak to określić, ale obrałaś przyjemną perspektywę. Hmmm może później uda mi się sformułować myśli, na razie są zbyt nieuchwytne...
A muzyka całkiem ciekawa, podoba mi się ^^
Czekam na ciąg dalszy!