Po czterdziestu minutach jazdy, wstępnym
zapoznaniu, głupich dowcipach Kyle'a dotarliśmy na opustoszały parking, na którym
stał zaparkowany ogromny, jaskrawożółty autobus. Z niemałym trudem
zapakowaliśmy wszystkie bagaże i niektóre części sprzętu do luku.
Przetarłam spocone czoło i z podziwem
zerknęłam na wnętrze. Autobus był ogromny. Posiadał dwanaście łóżek, po sześć
na każdą stronę, małą kuchnię połączoną z jadalnią, niewielką toaletę, w której
jakimś cudem udało im się upchnąć prowizoryczny prysznic oraz średniej
wielkości salon, w którym znajdował się stół ze specjalnymi miejscami na
butelki z piwem, dwie ogromne sofy i plazmowy telewizor. Nad małymi oknami
zawieszone były półki z poukładanymi tematycznie filmami i niewielkim zbiorem
książek. Wszystko wyglądało cudownie.
- Najpotrzebniejsze rzeczy
wyjmij z podręcznej torby, bo będzie tylko zagracała przejście, wrzucimy ją do
wewnętrznego luku, a zaraz naprzeciwko łóżka są małe szafki, możesz tam je
położyć - poinstruował Dick.
Zrobiłam jak kazał, po czym całkowicie
podekscytowana usiadłam na łóżku. To wszystko było niewiarygodne. Nie mogłam
uwierzyć, że Dick zorganizował dla mnie tak wspaniałą niespodziankę. W końcu
rzadko kiedy zdarza się pojechać w trasę koncertową jednego z lepszych i
niesamowicie zapowiadających się zespołów.
- Alex, chodź do salonu.
Musimy uzgodnić parę rzeczy - dodał Dick, wychylając się z łazienki.
- Idę - zawołałam,
zdejmując bluzę.
Nieśmiało wkroczyłam do zajętego przez
chłopaków, których znałam, i których jeszcze nie miałam przyjemności poznać,
pomieszczenia. Spojrzałam po wszystkich, po czym dostrzegłam, że Dan i Will
zrobili mi miejsce między sobą. Przeciskając się między nogami a stołem, z ulgą
zajęłam miejsce.
- Dobra, dzieciaki -
powiedział Dick wchodząc do wypełnionego miejsca. - Kilka zasad, jak zawsze.
Kategoryczny zakaz picia większych ilości alkoholu przed koncertem! Pamiętacie,
jak skończyło się ostatnio? - Gdy Kyle i Tom wybuchli śmiechem, Dick zgromił
ich spojrzeniem - Po, oczywiście, możecie sobie poszaleć, ale pamiętajcie, że
harmonogram mamy bardzo napięty i praktycznie cały czas jesteśmy w drodze,
także nie mam zamiaru denerwować się i szukać toczącego się po ulicy żadnego z
was, zrozumiano? Nie mamy na to czasu, a nie możemy pozwolić sobie na żadne
obsunięcia. Następna sprawa, żaden z was, powtarzam ŻADEN - znacząco spojrzał
na Toma i Mike'a (jednego z
dystrybutorów koncertowego sklepu) - nie ma prawa sprowadzać panienek. Nie
życzę sobie, bym dwieście kilometrów od miejsca koncertu znalazł jakąś laskę u
któregoś w łóżku, bo źle się to skończy. Będziemy nocować w hotelach, więc tam
możecie się tym zająć. Po trzecie, tym razem podróżuje z nami moja droga
przyjaciółka Alex - spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja zawstydzona spuściłam
wzrok, czując palące spojrzenia obecnych - jest dla mnie jak siostra, więc
niech tylko zobaczę albo usłyszę, że któryś robi w jej kierunku jakiekolwiek
seksistowskie czy niezręczne aluzję, a wyrwę jaja i każę wam zjeść. I akurat w
tym momencie gówno mnie będzie obchodziło, że się wami zajmuję i jestem za was
odpowiedzialny. Zrozumiano?
Chór potakujących odpowiedzi rozniósł się
echem po pomieszczeniu. Spojrzałam na Dicka z przymrużeniem oka. Znowu wcielił
się w rolę starszego brata. Z jednej strony było to całkowicie urocze, ale z
drugiej cholernie męczące i niezręczne.
- Dzisiaj możecie się
trochę zabawić. Za kilka godzin będziemy się przesiadać na prom, a potem cała
noc w trasie. Jutro zawitamy do Paryża, gdzie wieczorem zagracie, więc do
tamtej pory macie wytrzeźwieć. Także miłej zabawy - dodał i wyszedł, odbierając
telefon, który w tym samym momencie zaczął dzwonić.
- Kto chce piwo? - rzucił Kyle
podnosząc się z miejsca.
Pokręciłam ze śmiechem głową. Z nimi na pewno
nie będę się nudzić.
- Dziękuję. - Odebrałam od
Willa butelkę, którą zdążył wcześniej otworzyć zębami. Ała!
- Ja idę się przespać,
także bądźcie w miarę cicho - powiedział Mike, wychodząc.
- Janna mnie zabije -
mruknął Kyle spoglądając na ekran telefonu.
Wzięłam łyk piwa, które natychmiast wyplułam
widząc jego zbolałą minę.
- No wiesz co?! - rzucił z
udawanym obrzydzeniem, a po chwili głośno się zaśmiał. - Zapomniałem nakarmić
Aldony...
- Kogo? - spytałam
nieprzytomnie, wpatrując się w Dana, który zawzięcie przeglądał swój telefon.
No tak, popularność wymaga poświęceń.
- Mojej kici. Jedynej
samicy, którą kocham bardziej od Janny...
- A Janna to...?
- Moja dziewczyna. Słońce
najukochańsze - jego rozmarzony wzrok wprawił w śmiech resztę członków zespołu.
- Zabije mnie - rzucił szybko, poważniejąc.
Z trudem wyjęłam z kieszeni spodni telefon,
który chwilę wcześniej zawibrował. Głupie powiadomienia z jeszcze głupszych
portali społecznościowych, których niestety byłam częścią. Czasami, niestety,
był to jedyny sposób komunikacji z moimi przyjaciółmi i zmuszona byłam do
korzystania z nich.
Powiadomienie z Twittera o nowym obserwującym wprawiło mnie w zdumienie. Nic
ciekawego nie zamieszczałam na profilu, a jedynymi, dotychczasowymi,
obserwatorami był Dick i mój drugi przyjaciel, Josh.
Zdziwiona spojrzałam na Dana, który z
uśmiechem wpatrywał się znad ekranu swojego telefonu.
- Jak mnie znalazłeś? -
spytałam głupio, doskonale znając odpowiedź. Wiadomo, że szukał u Dicka.
- Tajemnica. Teraz
przynajmniej mamy jakiekolwiek źródło komunikacji - powiedział. - Zdrowie. -
Stuknęliśmy się na wpół opróżnionymi butelkami.
- Tak właściwie to gdzie
się wybieramy? Po Paryżu oczywiście.
Nie mogłam uwierzyć, że zobaczę Paryż. Dick
doskonale wiedział, że to było moje marzenie. Zawsze chciałam wejść na wieżę
Eifell'a i spojrzeć na miasto miłości z góry. A przynajmniej splunąć i pokazać,
gdzie mam tą całą romantyczność i zapewnienia o byciu ze sobą do końca życia.
Bardzo dojrzałe, prawda? Uśmiechnęłam się na myśl o spacerze po zabytkowych
ulicach. Może w trakcie, kiedy chłopcy będą się przygotowywać i robić
soundcheck będę miała możliwość pozwiedzać?
- Robimy tournee po
Europie, także będziemy prawie w każdym miejscu - uśmiechnął się widząc moją
rozmarzoną minę.
- To najlepszy prezent,
jaki kiedykolwiek dostałam - mruknęłam.
Dan podał mi kolejną butelkę ze złocistym
trunkiem.
- Zobaczysz jeszcze wiele
rzeczy niesamowitych rzeczy, obiecuję. - Dlaczego jego błękitne oczy musiały
spoglądać na mnie tak przenikliwie? Czułam się naga, jakby widział każdy
zakątek mojego umysłu. Jakby słyszał wszystkie moje głęboko skrywane myśli. -
Dla mnie też jest to... jakby to ująć... Nigdy się do tego nie przywyknie.
Często gramy w całkiem nowych miejscach, mamy możliwość odwiedzenia zakątków
świata, o których nigdy mi się nie śniło. Jest to cholernie ekscytujące i...
Głośny pisk Woody'iego przerwał naszą
konwersację. Spojrzałam zdezorientowana w jego kierunku, a po chwili wybuchłam
śmiechem.
- Przegrałem. Znowu. -
Krzyknął odrzucając od siebie kontroler od Xboxa. Kyle przechwycił go w locie i
z triumfalną miną zaczął grać.
- Pokonam cię. Znowu -
dodał widząc zdziwione spojrzenie Woody'iego.
Pokręciłam głową.
- Idę się położyć, nie
jestem rannym ptaszkiem - powiedziałam do Dana, który patrzył na mnie
zdziwiony.
- Jeśli uda ci się w takim
hałasie, to powodzenia - zaśmiał się. - Obudzę cię jak dotrzemy do Dover.
* * *
Wolny czas spędzam choć odrobinę produktywnie.
Wesołych, Bastillowych Świąt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz