środa, 24 grudnia 2014

Część 2




  Po czterdziestu minutach jazdy, wstępnym zapoznaniu, głupich dowcipach Kyle'a dotarliśmy na opustoszały parking, na którym stał zaparkowany ogromny, jaskrawożółty autobus. Z niemałym trudem zapakowaliśmy wszystkie bagaże i niektóre części sprzętu do luku.
  Przetarłam spocone czoło i z podziwem zerknęłam na wnętrze. Autobus był ogromny. Posiadał dwanaście łóżek, po sześć na każdą stronę, małą kuchnię połączoną z jadalnią, niewielką toaletę, w której jakimś cudem udało im się upchnąć prowizoryczny prysznic oraz średniej wielkości salon, w którym znajdował się stół ze specjalnymi miejscami na butelki z piwem, dwie ogromne sofy i plazmowy telewizor. Nad małymi oknami zawieszone były półki z poukładanymi tematycznie filmami i niewielkim zbiorem książek. Wszystko wyglądało cudownie.
- Najpotrzebniejsze rzeczy wyjmij z podręcznej torby, bo będzie tylko zagracała przejście, wrzucimy ją do wewnętrznego luku, a zaraz naprzeciwko łóżka są małe szafki, możesz tam je położyć - poinstruował Dick.
  Zrobiłam jak kazał, po czym całkowicie podekscytowana usiadłam na łóżku. To wszystko było niewiarygodne. Nie mogłam uwierzyć, że Dick zorganizował dla mnie tak wspaniałą niespodziankę. W końcu rzadko kiedy zdarza się pojechać w trasę koncertową jednego z lepszych i niesamowicie zapowiadających się zespołów.
- Alex, chodź do salonu. Musimy uzgodnić parę rzeczy - dodał Dick, wychylając się z łazienki.
- Idę - zawołałam, zdejmując bluzę.
  Nieśmiało wkroczyłam do zajętego przez chłopaków, których znałam, i których jeszcze nie miałam przyjemności poznać, pomieszczenia. Spojrzałam po wszystkich, po czym dostrzegłam, że Dan i Will zrobili mi miejsce między sobą. Przeciskając się między nogami a stołem, z ulgą zajęłam miejsce.
- Dobra, dzieciaki - powiedział Dick wchodząc do wypełnionego miejsca. - Kilka zasad, jak zawsze. Kategoryczny zakaz picia większych ilości alkoholu przed koncertem! Pamiętacie, jak skończyło się ostatnio? - Gdy Kyle i Tom wybuchli śmiechem, Dick zgromił ich spojrzeniem - Po, oczywiście, możecie sobie poszaleć, ale pamiętajcie, że harmonogram mamy bardzo napięty i praktycznie cały czas jesteśmy w drodze, także nie mam zamiaru denerwować się i szukać toczącego się po ulicy żadnego z was, zrozumiano? Nie mamy na to czasu, a nie możemy pozwolić sobie na żadne obsunięcia. Następna sprawa, żaden z was, powtarzam ŻADEN - znacząco spojrzał na Toma i Mike'a  (jednego z dystrybutorów koncertowego sklepu) - nie ma prawa sprowadzać panienek. Nie życzę sobie, bym dwieście kilometrów od miejsca koncertu znalazł jakąś laskę u któregoś w łóżku, bo źle się to skończy. Będziemy nocować w hotelach, więc tam możecie się tym zająć. Po trzecie, tym razem podróżuje z nami moja droga przyjaciółka Alex - spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja zawstydzona spuściłam wzrok, czując palące spojrzenia obecnych - jest dla mnie jak siostra, więc niech tylko zobaczę albo usłyszę, że któryś robi w jej kierunku jakiekolwiek seksistowskie czy niezręczne aluzję, a wyrwę jaja i każę wam zjeść. I akurat w tym momencie gówno mnie będzie obchodziło, że się wami zajmuję i jestem za was odpowiedzialny. Zrozumiano?
  Chór potakujących odpowiedzi rozniósł się echem po pomieszczeniu. Spojrzałam na Dicka z przymrużeniem oka. Znowu wcielił się w rolę starszego brata. Z jednej strony było to całkowicie urocze, ale z drugiej cholernie męczące i niezręczne.
- Dzisiaj możecie się trochę zabawić. Za kilka godzin będziemy się przesiadać na prom, a potem cała noc w trasie. Jutro zawitamy do Paryża, gdzie wieczorem zagracie, więc do tamtej pory macie wytrzeźwieć. Także miłej zabawy - dodał i wyszedł, odbierając telefon, który w tym samym momencie zaczął dzwonić.
- Kto chce piwo? - rzucił Kyle podnosząc się z miejsca.
  Pokręciłam ze śmiechem głową. Z nimi na pewno nie będę się nudzić.
- Dziękuję. - Odebrałam od Willa butelkę, którą zdążył wcześniej otworzyć zębami. Ała!
- Ja idę się przespać, także bądźcie w miarę cicho - powiedział Mike, wychodząc.
- Janna mnie zabije - mruknął Kyle spoglądając na ekran telefonu.
  Wzięłam łyk piwa, które natychmiast wyplułam widząc jego zbolałą minę.
- No wiesz co?! - rzucił z udawanym obrzydzeniem, a po chwili głośno się zaśmiał. - Zapomniałem nakarmić Aldony...
- Kogo? - spytałam nieprzytomnie, wpatrując się w Dana, który zawzięcie przeglądał swój telefon. No tak, popularność wymaga poświęceń.
- Mojej kici. Jedynej samicy, którą kocham bardziej od Janny...
- A Janna to...?
- Moja dziewczyna. Słońce najukochańsze - jego rozmarzony wzrok wprawił w śmiech resztę członków zespołu. - Zabije mnie - rzucił szybko, poważniejąc.
  Z trudem wyjęłam z kieszeni spodni telefon, który chwilę wcześniej zawibrował. Głupie powiadomienia z jeszcze głupszych portali społecznościowych, których niestety byłam częścią. Czasami, niestety, był to jedyny sposób komunikacji z moimi przyjaciółmi i zmuszona byłam do korzystania z nich.
  Powiadomienie z Twittera o nowym  obserwującym wprawiło mnie w zdumienie. Nic ciekawego nie zamieszczałam na profilu, a jedynymi, dotychczasowymi, obserwatorami był Dick i mój drugi przyjaciel, Josh.
  Zdziwiona spojrzałam na Dana, który z uśmiechem wpatrywał się znad ekranu swojego telefonu.
- Jak mnie znalazłeś? - spytałam głupio, doskonale znając odpowiedź. Wiadomo, że szukał u Dicka.
- Tajemnica. Teraz przynajmniej mamy jakiekolwiek źródło komunikacji - powiedział. - Zdrowie. - Stuknęliśmy się na wpół opróżnionymi butelkami.
- Tak właściwie to gdzie się wybieramy? Po Paryżu oczywiście.
  Nie mogłam uwierzyć, że zobaczę Paryż. Dick doskonale wiedział, że to było moje marzenie. Zawsze chciałam wejść na wieżę Eifell'a i spojrzeć na miasto miłości z góry. A przynajmniej splunąć i pokazać, gdzie mam tą całą romantyczność i zapewnienia o byciu ze sobą do końca życia. Bardzo dojrzałe, prawda? Uśmiechnęłam się na myśl o spacerze po zabytkowych ulicach. Może w trakcie, kiedy chłopcy będą się przygotowywać i robić soundcheck będę miała możliwość pozwiedzać?
- Robimy tournee po Europie, także będziemy prawie w każdym miejscu - uśmiechnął się widząc moją rozmarzoną minę.
- To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam - mruknęłam.
  Dan podał mi kolejną butelkę ze złocistym trunkiem.
- Zobaczysz jeszcze wiele rzeczy niesamowitych rzeczy, obiecuję. - Dlaczego jego błękitne oczy musiały spoglądać na mnie tak przenikliwie? Czułam się naga, jakby widział każdy zakątek mojego umysłu. Jakby słyszał wszystkie moje głęboko skrywane myśli. - Dla mnie też jest to... jakby to ująć... Nigdy się do tego nie przywyknie. Często gramy w całkiem nowych miejscach, mamy możliwość odwiedzenia zakątków świata, o których nigdy mi się nie śniło. Jest to cholernie ekscytujące i...
  Głośny pisk Woody'iego przerwał naszą konwersację. Spojrzałam zdezorientowana w jego kierunku, a po chwili wybuchłam śmiechem.
- Przegrałem. Znowu. - Krzyknął odrzucając od siebie kontroler od Xboxa. Kyle przechwycił go w locie i z triumfalną miną zaczął grać.
- Pokonam cię. Znowu - dodał widząc zdziwione spojrzenie Woody'iego.
  Pokręciłam głową.
- Idę się położyć, nie jestem rannym ptaszkiem - powiedziałam do Dana, który patrzył na mnie zdziwiony.
- Jeśli uda ci się w takim hałasie, to powodzenia - zaśmiał się. - Obudzę cię jak dotrzemy do Dover. 


 * * *
  Wolny czas spędzam choć odrobinę produktywnie. 
  Wesołych, Bastillowych Świąt! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz