sobota, 13 grudnia 2014

Prolog




  Całe moje życie było pasmem porażek. Cokolwiek bym nie zrobiła, czegokolwiek bym nie próbowała, z góry skazane było na niepowodzenie. Dlatego nie miałam marzeń, planów na przyszłość, a moje ambicje sięgały wstania z łóżka i pójścia do pracy, której tak czy siak nienawidziłam. Co prawda miałam szansę się w niej realizować, ale nie sprawiała mi przyjemności jakiej oczekiwałam.
  Mam dwadzieścia dwa lata, dorobiłam się małego mieszkania na przedmieściach Londynu, które za pomocą kredytu skromnie umeblowałam. Posiadam niewielkie akwarium z kilkoma rybkami, które jako jedyne dotrzymują mi towarzystwa w pustym mieszkaniu, ale jednocześnie nie muszę się o nie za bardzo troszczyć. Nigdy nie byłam zbyt towarzyska, nie lubiłam dużych imprez, na których alkohol lał się strumieniami, a pokój wypełniony był tłumem spoconych i pijanych ludzi. Wolałam spędzić ten czas w niewielkim gronie przyjaciół, przy lampce wina i dobrym filmie. Może dlatego moje "grono" ograniczało się do dwóch osobników płci męskiej, których znam od dziecka, i którzy całkowicie rozumieli moje dziwactwa i przynajmniej potrafili udawać, że kompletnie je ich nie obchodzą.
  Kilka miesięcy wcześniej, po trzech latach, porzuciłam studia prawnicze, które nie przynosiły mi oczekiwanej satysfakcji i postanowiłam całkowicie poświęcić się menedżerstwu - temu, co chciałam robić od dziecka, ale zawsze brakowało mi odwagi. Jak wspominałam wcześniej - marzenia dla mnie nie istniały. Nigdy nie udało mi się żadnego zrealizować, a rozczarowania niestety są dosyć bolesne.
  Przewróciłam kolejną stronę grubego, jak dwie encyklopedie, poradnika z zaocznych studiów, na które teraz uczęszczam i głośno westchnęłam. Byłam zmęczona. Potrzebowałam chwili przerwy. Wstałam z kanapy, na której ostatnio spędzałam większość wieczorów i przeciągnęłam się z jękiem. Powinnam wziąć się za siebie, zacząć ćwiczyć... Ryknęłam śmiechem. Sport nigdy nie był moją mocną stroną, w dodatku byłam taką łamagą, że przy pierwszej próbie biegu potknęłabym się na prostej drodze i wybiła zęby.
  Dzwonek telefonu wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na wyświetlacz i z radością odebrałam.
- Witaj mój drogi przyjacielu - powiedziałam wesoło, rozglądając się po mieszkaniu. Zdecydowanie powinnam posprzątać.
- Alexandro, moja droga przyjaciółko - radosny głos Dicka rozbrzmiał w słuchawce. - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
- O co chodzi?
- Musisz się spakować tak, abyś była w stanie przetrwać najbliższy miesiąc - powiedział tajemniczo. - Potraktuj to jako prezent urodzinowy, odrobinę spóźniony - zaśmiał się perliście.
- Dick, wiesz, że nie mogę tak po prostu wziąć urlopu w pracy. Zresztą mam studia, nie chcę ich rzucić tak, jak poprzednich - zaczęłam. - Dziękuję za propozycję, ale niestety nie dam rady. Pieniądze nie trzymają się mnie ostatnio za dobrze.
- O to się nie martw. Alex, proszę cię. Dyskutowaliśmy o tym nie raz. Chcesz tego, sama dobrze o tym wiesz. Zasłużyłaś. Także widzę cię jutro spakowaną, uśmiechniętą i gotową na podróż życia. I nie chcę słyszeć żadnego "ale".
  Westchnęłam. Czasem był taki uparty.
- Możesz mi powiedzieć chociaż, gdzie zamierzasz mnie porwać? - zapytałam.
- To, moja droga, niespodzianka. Towarzystwa dotrzymają nam moi chłopcy - zaśmiał się.
- Tylko nie mów, że mam jechać z wami w trasę! - jęknęłam. - Wiesz, że nie nadaję się na takie wypady. Zresztą oni mnie na pewno nie polubią...
- Przestań! Mała! Chłopaki nie mogą się doczekać, aby cię poznać. I możesz mi wierzyć na słowo, nie zapomnisz tego wyjazdu. A teraz życzę ci słodkich snów i do zobaczenia o dziewiątej - rozłączył się zanim zdążyłam zaprotestować.
  Rzuciłam telefon na stolik, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Zimny prysznic zdecydowanie mi się przyda.




* * * 
  Wróciłam do pisania po czteroletniej przerwie. Wiem, że to powyżej nie przedstawia żadnego poziomu, ale liczę na to, że ponownie obudzę wyobraźnię i będzie jak dawniej. 
  Jak już możecie się domyślić opowiadanie ff, w którym występują niezastąpieni Bastillowcy. Każda opinia jest dla mnie ważna, a konstruktywna krytyka wręcz potrzebna. 
  Dziękuję :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz